Trzy wietrzne dni spędzone na wodzie, w
środku zimy. Oderwani od zimowych zajęć zupełnie niezwiązanych z żeglowaniem.
Postanowiliśmy podbić Londyn :) Ostatni wyścig na wodzie rozegraliśmy 23.X, więc
w naszym pływaniu widać było sporo elementów zimowego snu. Bazą regat był Queen
Marry Sailing Club ulokowany na sztucznym jeziorze na obrzeżach Londynu. Tutaj
sezon trwa cały rok - ludzie poubierani w grube pianki pływają na Laserach,
deskach, 49er'ach, 470'tkach, organizują regaty. Nic dziwnego że Wielka Brytania
ma tylu medalistów.

Zaczęliśmy w piątek od krótkiego treningu. Warunki były bardzo dobre, wiatr od 2
do 4 Bft, słońce, mrozu nie było. Przećwiczyliśmy typowe manewry. Pływalismy na
doskonale nam znanych łódkach typu J-80. Nasze obawy po raz pierwszy wzbudziła
waga naszej załogi, z obliczeń wychodziło nam, że jesteśmy tuż pod limitem (350
kg.) - cała załoga zbierała przez zimę potrzebne kilogramy przerzucając na
siłowni tony żelastwa, rozładowując tiry i przepływając kilometry na basenie.
Dla bezpieczeństwa postanowiliśmy nie jeść w sobotę rano śniadania - zabraliśmy
ze sobą prowiant, żeby śniadanie zjeść po ważeniu.
Mieszkaliśmy niemal w centrum Londynu u starych znajomych z Polski: Ani Sierpiny,
Ady i "coacha" Mocnego - dzięki wielkie za gościnę i oprowadzenie po mieście - było super
:) Spotkaliśmy się też z innymi ziomkami z kraju.

Podczas zgłoszeń nasze obliczenia
potwierdziły się: ważyliśmy 347 kg, ale w spodniach i bluzach, mieliśmy więc
bezpieczny zapas i optymalną wagę. Wiatr w dniu wyścigów był zdecydowanie
silniejszy niż podczas treningu, do 25 węzłów i po dwóch pierwszych flightach,
podczas których pauzowaliśmy, komisja zabroniła używania spinakerów. W
pierwszych wyścigach widać było nasze braki w opływaniu, nie popełnialiśmy
wielkich błędów, ale te małe wystarczyły żeby w tak mocnej stawce nasi
przeciwnicy byli przed nami. Mimo wszystko z wyścigu na wyścig szło nam coraz
lepiej, w niedzielę czuliśmy się już zdecydowanie pewniej, manewry wychodziły
coraz sprawniej (w niedzielę można było pływać na spinakerach).
Najbardziej zacięty i najciekawszy wyścig mieliśmy z Francuzem Biarnesem.
Prowadziliśmy wyścig z karą na koncie, na ostatnim pełnym zrzucamy spinakera i
blokujemy Francuzów po zewnętrznej stronie komisji, tuż przy mecie. Kręcimy w
pełnym gazie kółko i prawym halsem zbliżamy się do mety, Biarnes jest dużo
poniżej Komisji i będąc na lewym halsie... stara się wyostrzyć nas do wiatru,
zgłaszając protest!! Ku naszemu zaskoczeniu po ok. 20 sekundach od podniesiania
przez niego flagi Y, kiedy dawno już przecięliśmy metę sędziowie nakładaja na
nas karę! Naszego zdziwieniu nie rozwiały ich mętne tłumaczenia - myśleliśmy, że
sędzia uznał, że Biarnes ostrzył nas w trakcie kręcena kary (trzeba wtedy
ustepować), ale sedziowie sami przyznali, że byliśmy już dawno po karnym kółku.
Trudno, często w meczach zdarza się właśnie tak. W naszym przekonaniu to my
wygraliśmy ten wyścig i byliśmy zadowoleni z dobrze wykonanej roboty.

Niestety nie udało się nam awansować do następnej rundy. Cała załoga musi
wykonać jeszcze dużo pracy przed zbliżającym się sezonem, jeśli chce na
kolejnych regatach pokazać się z jak najlepszej strony.
Naszą załogę stanowili: Marek Stańczyk, Dominik Niśkiewicz, Zbigniew Gutkowski,
Maciej Kołosiński.
Książę Karol pozdrawia wszystkich żeglarzy w Polsce - pomyślnych wiatrów!!
Zdjęcia z regat (dodałem dziś parę nowych)
PS. To jest ostatnia relacja jaką napisałem na tej stronie. Minęło 6 lat od
moich pierwszych newsów zamieszczonych na
www.470sailing.org.pl - setki zdjęć, dziesiątki relacji, kawał historii -
pozostaje podziękować wszystkim "współredaktorom" za współpracę :)
|